
Beret, który dziś widzicie to moje pierwsze nakrycie głowy od lat! Nie pamiętam kiedy ostatnio kupiłam jakąkolwiek czapkę, w której wychodziłabym, przysłowiowo, do ludzi. Zdarza mi się kraść beanie od P, ale to tylko w ekstremalnych przypadkach, takich jak nocne wyjścia na stację benzynową, kiedy zachciewa się słodkiego tak, że ojaniemogę. :) Już w zeszłym roku szukałam jakiejś alternatywy, bo zimy ostatnio coraz zimniejsze i tym, co najmocniej wchodziło w grę były toczki. Ostatecznie nie zdecydowałam się na żaden, bo zimą najmocniej lubuję się w futra i łącząc z nimi taką czapkę wyglądałam, jak gdybym ledwo obwód kaliningradzki przekroczyła. A tego nie chciałam.
Beret, okazało się za to, pasuje do wszystkich okryć wierzchnich, jakie mam w szafie i można go układać na sto różnych sposobów. Świetnie wygląda połączony z marynarką (nie tylko klasyczną czarną), długim płaszczem, ale wcale nie gorzej z grubym zimowym futrem (przetestowane!). Niekoniecznie trzeba twardo trzymać się ram paryskiego stylu, z którym kojarzony jest najmocniej - beret + mom jeans też będzie świetnym pomysłem, podobnie jak połączenie go z czarną ramoneską.

Berety - moje propozycje

Jeśli podobał Ci się wpis, polub mnie na facebooku - będziesz na bieżąco z najlepszymi artkułami.

Brak komentarzy: